niedziela, 26 lipca 2015

Slane ozero i droga przez piachy czyli nasza sobota

Po noclegu w jurcie,  który  uleczyl Michała zapłaciliśmy 100 som czyli 6 naszych za babranie się w czarnej,  leczniczej kałuży oraz jeziorze tak slonym,  że się nie tonie (Mafisz coś dla ciebie )

Następnie przyprawa przez prawie pustynię z ruchomymi piaskami,  miejscami nie dało się jechać.  Cały dzień obaj o postnej diecie Michała czyli kęsie chleba. Straszny upał i palące skórę naszą słońce. Na szczęście droga często obok jeziora wiec dało się ochładzac.

Wieczorem w końcu asfalt ( droga na południe od Issyk kul belykchy-karakol ) i druga guma Michała tym razem przód w drodze po jakieś żarcie. Napatoczyło się sporo rybiata i dziadek bardzo miły co nie chciał puścić i nas zaprosił do swojego domu,  ku zdziwieniu reszty rodziny. Objedlismy się frykasów (ciastka ze swatów sąsiada jak nasze faworki, morele, również w formie dżemu, sałatka z warzyw,  jakieś mięso) i opili czaju i tego z pszenicy na "dż".  Potem prysznic z węża w krzakach i teraz do spania. Jeszcze tylko dziadek po dobranoc wspomnial ze jutro dzięgi (kasa). Nie zanosiło się na to wcale a wcale wiec idziemy spać (uaktualniamy bloga) w niepewności. 
A może trzeba uciec?  

Pierwszy dzień drogi

Po pociągu  zajechalisny nad jezioro. Po drodze wiele muzułmańskich cmentarzy jak na zdjęciu. Ruch umiarkowany.  Drogi główne szerokie, nie malowane, dziurawe.
Zjadamy dziwną wędzoną rybę z chlebem z żywca. Pierwszy raz plywamy w wodach Issyk kul.  Najpierw nie widać drugiego brzegu ale potem wyłaniają się góry wysoko nad taflą. Woda ciepła. Balatońskie głębiny (Mafisz coś dla ciebie).

Wieczorem rozbijajamy się na plaży obok hotelu ( jurty). Wieczorem przybywa hotelowa ekipa czyli młodzież w liczbie trojga: Dzianet,  Kolumbik oraz Zatrudneimiędamskie. Pijemy czaj, gadamy do  późna w noc. W noc tez zaczynają się michałowe przypadłości żołądkowe,  które potrwają ponad dobę. Jest kilka hipotez ich powodu ale z ciężkim sercem na Michała życzenie zmilczę o tem. 

Kolejnego dnia wyruszamy dopiero po południu , wpadamy do znajomych na czaj i strzał z wiatrówki do gumowych zwierząt ( okazało się, że Polska krajem snajperów) i po jakiś 30 kilometrach dzielnie wymęczonych przez Michała dojeżdżamy do jurt przy slonym jeziorze gdzie też spędzamy noc.

Fwd: W pociągu relacji Biszkek-Balykchy

W pociągu relacji Biszkek-Balykchy czas mija dość szybko. Jest to pociąg jak na Ukrainie czyli z prawie nietwieranymi oknami i wrzątkiem do dyspozycji ( piecyk opalany drewnem w korytarzu)
Mimo, że odjeżdża o 6.42 to atrakcje przewiedziane są od samego początku. Na sampierw trzeba ustalić gdzie jadą rowery, a potem znowu i je przenosić. Potem można poznać wspolpasażerów oraz siebie samego . Można porozmawiać z dziewczynką ( nienawidzę kirguskiego, ruska ja), zagrać w duraka z 18 letnim maszynista, napić się wódki, zobaczyc jak zamiast otwierać okno wyciąga się je przy pomocy przyssawki z filmów, przespać się i wreszcie dojechać do świetnych widoków. Wreszciemożna dostać zaproszenie na ( tu ręką uderzająca w szyję) do wsi Chaek przy Song-kul (kul tozawsze jezioro).

O 12 jesteśmy na miejscu. Załączamy internet z pomocą skośnej pani z biura beeline, poznajemy prawdziwy kumys sprzedawany przez nauczycielkę angielskiego, tankujemy benzin we flaszku i dawaj wzdłuż południowego brzegu Issyk-kul

Wicia i Misza

Cuda Biszkeku uzupełnienie

Tu jeszcze Natana podwórze oraz stragan z pseudo kumysem dżi czymśtam czyli kiszona mąka z wodą. Trochę jak żurek

Biszkek i jego cuda

Na bazarze osh świetny klimat. Tanie owoce, pan, który stacjonowal pod legnicą i sprzedawca akordeonow, który chcial mamjeden dać w zamian za ruski palnik. Nie pisze więcej bo pisze top drugi treść. Przez badziewny internet skasowalo nam kilka pięknych wpisów.

Na.zdjeciach Michal po zakupach i podlokietnik w marszrutce oraz wspaniałe i kiepskie narodne bljuda.

U Natana

Wyladowalismy ok 9 rano i z niepewnością wypatrywalismy naszych kartonów. Długo. Ale w końcu się zjawily. Zaraz potem otoczeni Kilkoma pomocnymi taksiarzami kupiliśmy kirgiska kartę SIM za darmo jak się okazało. Potem czas uplywal na targowaniu się o cene transportu nas i rowerów do Natana (kartony były potrzebne na drogę powrotną). W końcu doszliśmy do tylko trochę zawyzonego consensusu i nawet ustaliliśmy ze zapłacimy dopiero po dotarciu na miejsce.

Na miejsce nie dojechaliśmy (wiec w sumie to nie wiem czemu zapłaciliśmy) bo wysiedlismy w losowym miejscu ( telefon od Natana: "jesteście w taksówce? To wysiądźcie tam gdzie teraz jesteście! ). Czyli na zamkniętej stacji benzynowej przy zakorkowanej ulicy. Obserwacja ruchu ulicznego była na tyle interesująca ze robiliśmy to przez godzinę. Po kilku rozmowach z Natanem lub jego dziewczyna ("zaraz was weźmiemy, za 10 min" ,"gdzie jesteście", "czy wysiedliscie z taksówki? " ,"zaraz was weźmiemy", "nie wiemy gdzie wy jesteście", " przyjedziecie sami?, ok") znowu mieliśmy okazję dźwigać 30 kg kartony. Na szczęście do jego domu było tylko (!) około 500 m przez jakieś sypiące się slumsy.

Gdy trafiliśmy w końcu do Natana ( on i Robert z Rumuni pomogli nam nieść kartony ostatnie 50m) zostaliśmy tam jedno wiele rowerowe obozowisko: domek, szopa, kilka namiotów, karimaty pod daszkiem, Hamak, warsztat, oczywiście rowerowy, oraz bliżej nieokreślona ilość rowerzystów (ok 10 często się zmieniających) którzy zjechali się tam z całej centralnej Azji.

Istanbul fotki

Foto ze Stambulu jeszcze

Jak wyglada Hagiasophia za dnia a jak podczas nocnych eskapad?

Jak wyglada Stambul za dnia, a jak podczas nocnych eskapad?

Jak wyglada Stambul za dnia, a jak podczas nocnych eskapad?

Issyk kul.

Tam jesteśmy. Nie ma neta od paru dni ale za jakiś czas wyślemy coś.  Teraz przymierzam prawie pustynię z jej gorącemi paskami,  w których się rower zakopuje nie rzadko. 

środa, 22 lipca 2015

Dotarliśmy do Biszkeku


> Po 30 paru godzinach w drodze, wychodząc ze wszystkich przygód obroną ręką w końcu jesteśmy na miejscu u Natana z warmshowers.
>
> Co było po drodze?
> Ledwo zdążyliśmy na pociąg. Mieliśmy nadzieję na kuszetke ale wszystkie były już zajęte. Za to w wagonie stekajacych grubasòw  znalazły się wolne miejsca (dla inwalidów).
>
> W Pradze nie udało się wysłać rowerów jako części rowerowych i trzeba było zapłacić. Na szczęście pieczołowicie spakowalismy pudła wiec nie obyło się bez komisyjnego otwarcia kartonu z powodu dziwnej rzeczy w środku (ruski palnik). Część obsługi twierdziła nawet ze to może wybuchnąć.  Potem otwarte kartony sklejone byle jak poleciały do Stambułu (gdzie faktycznie nastąpił wybuch, ale dzień wcześniej - zamach w Stambule).
>
> Nic o tym nie wiedząc zwiedziliśmy sobie miasto. Będąc w sultanahmed podczas drogi powrotnej coś znowu wybuchło ale raczej jakąś petarda. Zjechała się policja i zamknięto rewir zawierający automaty z biletami ( jetonami) "bomb package dangerous dangerous" wiec korzystając z zamieszania pojechaliśmy z darma i mając nawet zapas czasu (lot był opóźniony) kolo 1 w nocy dziś  wylecielismy.
> Na pokładzie samolotu miał miejsce skandal ponieważ mimo, że i ja i Michał wybraliśmy Hindu meal, tu on dostał Hindu ale nie Hindu,  a ja nie hindu!
>
> Następny raport z Biszkeku w krotce; temat specjalny rowerowi terroryści.

Wojtek i Michał

wtorek, 14 lipca 2015

Za kilka dni znów wyruszam. Cel - Kirgistan

Zbliża się kolejna wyprawa. Niestety tym razem bez Mafisza ruszam do Kirgistanu.
Chociaż nazwa bloga nie pasuje to nie zakładam nowego z myślą o subskrybentach.

Możecie pomóc w przygotowaniach, zbieram na transport roweru:
https://wspieram.to/projekt/5044/wyslij-rower-w-tienszan
W zamian otrzymacie szalowe rzeczy z bazaru w Biszkeku.
Będę wdzięczny za udostępnienie tego linku na Facebooku czy gdziekolwiek, co mam nadzieję pomoże zebrać pieniądze.

Pozdrawiam wszystkich którzy z jakiegoś powodu to przeczytają. Będę oczywiście nadawał z Kirgistanu.