Po pociągu zajechalisny nad jezioro. Po drodze wiele muzułmańskich cmentarzy jak na zdjęciu. Ruch umiarkowany. Drogi główne szerokie, nie malowane, dziurawe.
Zjadamy dziwną wędzoną rybę z chlebem z żywca. Pierwszy raz plywamy w wodach Issyk kul. Najpierw nie widać drugiego brzegu ale potem wyłaniają się góry wysoko nad taflą. Woda ciepła. Balatońskie głębiny (Mafisz coś dla ciebie).
Wieczorem rozbijajamy się na plaży obok hotelu ( jurty). Wieczorem przybywa hotelowa ekipa czyli młodzież w liczbie trojga: Dzianet, Kolumbik oraz Zatrudneimiędamskie. Pijemy czaj, gadamy do późna w noc. W noc tez zaczynają się michałowe przypadłości żołądkowe, które potrwają ponad dobę. Jest kilka hipotez ich powodu ale z ciężkim sercem na Michała życzenie zmilczę o tem.
Kolejnego dnia wyruszamy dopiero po południu , wpadamy do znajomych na czaj i strzał z wiatrówki do gumowych zwierząt ( okazało się, że Polska krajem snajperów) i po jakiś 30 kilometrach dzielnie wymęczonych przez Michała dojeżdżamy do jurt przy slonym jeziorze gdzie też spędzamy noc.
No popływałbym sobie :)
OdpowiedzUsuń