niedziela, 22 grudnia 2013

Gruzja na festiwalu podróżników

Jak niemalże co roku, mimo szalejącego nad Europą orkanu, udaliśmy się na Festiwal Podróżników im. Mateusza Hryncewicza na Hali Miziowej. W części konkursowej przedstawiliśmy nasza wyprawę do Gruzji i... Nagroda publiczności nasza!
my jednak nie osiadamy na laurach i już schodząc z Pilska myślimy jak za rok zdobyć nagrodę główną, która w tym roku nie została rozdana.
Pozdrowienia z chaty pod chlebom, gdzie o dziwo jest wificku dla każdego kto z jakiegoś powodu to przeczyta.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Premiera filmu!

Przejechaliśmy 4700 km, zajęło nam to 60 dni. 
Przez ten czas pływaliśmy kanu, karmiliśmy wielbłąda, kąpaliśmy się w trzech morzach, byliśmy w Hagia Sophia i innych pięknych meczetach, poszliśmy pod Kazbek, jeździliśmy z policją, spaliśmy na plaży, zjedliśmy kebap, poznaliśmy czaczę, mieliśmy wiele psów... Złamałem też rękę, ale prawdziwą katorgą było przebywanie z Mafiszem. 
Poznaliśmy fajnych ludzi jak pan Hornyak, Martin, Seckin i Yigit, Gosia i Krzysiek, Marcin, Goran i wielu innych. 
A, i rowerem jeszcze jeździliśmy.

O tym wszystkim opowie poniższy film:

czwartek, 31 października 2013

Into the Gruzja the movie - cooming soon!

Nagraliśmy ponad 500 filmików. Samo ich obejrzenie juz było wyzwaniem, a co dopiero robienie filmu. Jest to już na szczęście za mną. Film ukaże sie pewnie w ciągu najbliższych dni.

poniedziałek, 9 września 2013

Wróciliśmy!

Wszystko się zmieniło albo wróciło do normy, niewiadomo. Gruzja i droga do niej na pewno pozostanie w naszej pamięci. My jednak nie zatrzymujemy się na tym i popijając z przyjaciółmi z Bielska piwo zastanawiamy się dokąd zawędrujemy następnym razem.

piątek, 6 września 2013

Ostatni dzien w Gruzji

Po porannym mini śniadaniu udaliśmy sie odebrać obiecane kartony. I się zaczeło. Był tylko jeden i to na siłę. Drugi stał obok ale nie był dostępny. Udaliśmy się na polowanie. Zdobycz stanowiły dwa kartony uwalone farbą czy nie wiem czym zdobyte w remontowanym sklepie. Gdy dowieźliśmy ogromne kartony na miejsce rozbiurki przystąpiliśmy do odkręcania pedałów. Mafisz 1 warsztat-10min. Wojtek 3 warsztaty 30min 1 złamany klucz. Bo wyrzuceniu zbędnych 5kg podjęliśmy się budowy kartonu. Dzięki uprzejmości miejscowego Clinta Estwooda dojechaliśmy na dworzec autem. Zanim zorientowaliśmy się tragarze nieśli już nasze bagaże do marszrutki. Kolejne kilka godzin i już jesteśmy na lotnisku. Udało nam się tu wywieźć w pole łasego na pieniądze taksówkarza. Na lotnisku są bardzo wygodne materace do leżenia ale my Gruzję i jej wygody zostawiamy za sobą i lecimy do domu, do mamusi.

czwartek, 5 września 2013

Dziwny dzien

Obudzil nas dzis namiot kładąc sie na nas pod wplywem gwaltownych podmuchow wiatru. Po raz 3 odwiedzilismy Tbilisi i rozbilismy sie w Lucky Hostelu. Połazilismy, ponudziliśmy sie a jutro skladanie rowerow i kutaisi.

wtorek, 3 września 2013

Powroty

Dzis bardzo męczacy dzien. Wyjechalismy kolo poludnia bo spalismy tylko 12h. Przejechalismy 50km i od 17 odpoczywamy. Podczas przerwy spotkalismy Hakana z Turcji, ktory obdarowal nas owocami. Jutro kolejny ciezki dzien. Mamy az 38km do przejechania. Zobaczymy jak nam sie to uda.

niedziela, 1 września 2013

Witaj szkoło!

1 września:-) ostatni dzien wakacji spedzilismy na wedrówce do wodospadu by tam nabrac sil na kolejny rok szkolny

sobota, 31 sierpnia 2013

Kahetia highway

Rano przed wyjazdem Wojtek odkrył wode w wyschnietej rzece 10m od namiotu co opoznilo nasz wyjazd do 13. Dojechalismy do Signagi skad roztoczyly sie przed nami widoki na rownine kachecka. Jutro planujemy dostac sie do Lagodehi.

piątek, 30 sierpnia 2013

Nic

Nic sie dzis nie dzialo. Youtube nam nie dziala. Lezymy ale jechalismy tylko po prostu nic sie nie dzialo. Nawet zdjecia nie ma.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Zagubieni na pustyni

Dzisiejszy dzien mozna zaliczyc do tych najslabszych. Zostalismy obudzeni o 6 przez policje bo spalismy na strategicznym obiekcie, chyba gazociag i musielismy zwinac sie w 10 min. Nastepnie trafilsmy nad jeziorko, ktore bylo zatęchłe. Zeby tego bylo malo po odwiedzeniu takiego sobie skalnego klasztoru zgubilismy sie na pustyni i musielismy wrocic. Teraz spimy wcale nie tak daleko od wczorajszej miejscowki. Poza tym Wojtek jest strasznie wymeczony jechaniem ponad 90km z jedna reka.
Oby jutrzejszy dzien okazal sie lepszy.

środa, 28 sierpnia 2013

Powrot do rzeczywistosci

Dzis rano kolo poludnia pedaly przypomnialy nam o sobie. A dzieki sytemu sniadaniu skladajacemu sie z owsianki z owocami, sera, pomidora, jajecznicy z chilli, chleba, ktorego wiekszosc zjadl pies, koziego mleka z kurkuma, herbaty, piernikow i cukierka, udalo nam sie zalatwic kartony. Wyjechalismy z miasta i jest znow cieplo a starzy znajomi, komary, daja o sobie znac. Na szczescie jest Amol.

Z powrotem w Tbilisi

Odnaleźliśmy rowery, szukamy kartonów.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Goran

Zeszlismy z gór i spimy obok Gorana nomada. Karmiliscie kiedys wielbłąda w swietle ksiezyca melonem?

Kazbek

Wczoraj wyszliśmy spod kościółka Gergeti i zaszliśmy do meteostacji, bazy wypadowej na Kazbek. 3670 m npm było nam mało więc wybrliśmy się jeszcze do wagoniku-gondoli przerobionego na kapliczkę na 3925 m. Widoki na Kazbek przez cały dzień były genialne.
Wieczorem rozbiliśmy namiot i mogliśmy się poszczycić najwyższym murkiem z kamieni. Spotkaliśmy również kilku znajomych, co bardzo nas zaskoczyło.
Następnego dnia, po bardzo chłodnej nocy, pogoda się popsuła i spadła krupa snieżna, a niżej deszcz, który zafundował nam nieco wrażeń na opłukanym lodowcu i błocku.

Teraz siedzimy w klasztorze Gergeti, a pioruny walą chyba w wieże, bo czuć we włosach.

Wracamy do Stepancmenidy, a jutro do Tbilisi po rowery.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Gergeti

Po porannym zwiedzaniu Tbilisi zostawilismy nasze rowery w Lucky Hostelu i pojechalismy do Kazbegi(stepantsmenidy) wraz z grupa rodakow. Po wesolej podrozy udalismy sie pod kosciol w gergeti, najbardziej znany widok gruzji. (wystarczy w google wpisac gruzja i powinien pokazac sie taki ladny kosciol na lace, na tle gor) Tutaj wlasnie spimy. Jutro sprobujemy podejsc jak najdalej w kierunku gory Kazbegi.

sobota, 24 sierpnia 2013

Mccheta

Rano zwiedzilismy skalne miasto. Bylo interesujace. Zaraz potem okolo 17:08 wjechalismy do Mcchety gdzie obejrzelismy katedre sweti cchoweli. Ładna byla. A jakis czas pozniej klasztor samtawro. Nie byl taki ladny. Teraz okolo godziny 21:34 lezymy sobie w namiocie, bo na zewnatrz dosyc stanowczo grzmi. A wczesniej spotkalismy kolejna znajoma osobe.
Jutro Tbilisi gdzie podejmiemy probe zostawienia gdzies rowerow.

piątek, 23 sierpnia 2013

Gori i okolice

W Gori przeplacilismy za muzeum Stalina bo nic poza tym co w googlach nie bylo procz kilku prezentow na 70 urodziny. Teraz jestesmy na przedmiesciach skalnego miasta ze skalnym psy. Moze okaze sie mniej lakomy od krowy lakomczuchy, ktora zjadla nam wszystkie przysmaki zeszlej nocy.
Bylismy tez rano u Ojca ale niestety medytowal on 40m nad naszymi glowami.

4000 i 8000

Dzis przekroczylismy 4 tysiac z zaplanowanych 3. Teraz dzieki mocy popa z zestafoni jedziemy busem do gori zajmujac tylko 6 miejsc.
Male sprostowanie: niektorzy nie wierza w 8000m podjazdu. Otoz bylo tam takze 6000 m zjazdu co daje wysokosc 2000 a nie himalaje. A to tylko do Mesti. Potem dopiero zaczely sie gory.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Samotnia Ojca Maksyma

Dojechalismy pod samotnie w kacchis sweti. Po drodze Wojtek zauwazyl ze ludzie sie na niego dziwnie gapia. Spotkalismy tu rodakow w busie i ucielismy sobie z nimi mila pogawedke. Okazalo sie ze mamy bardzo wiele wspolnych tematow. Jutro sprobujemy dostac sie na szczyt na wizyte u Ojca Maksyma.

środa, 21 sierpnia 2013

Gips

Po wspomnianym wczesniej upadku mobilnosc reki Wojtka zostala znacznie ograniczona. Zjazd z przeleczy z lewa reka tylko byl mniej przyjemny niz oczekiwany. Udalo sie dojechac do babci gdzie przy kozie milo spedzilismy wieczor. Nastepnego dnia kontynuowalis
y zjazd i juz po 60km dotarlismy do lentekhi gdzie pojawil sie asfalt. Policja jak zawsze pomocna zawiozla W 100m do szpitala jednakze nie bylo tam pradu. Gdy pojawil sie prad zniknal lekarz. Po zalatwieniu formalnosci na posterunku udalismy sie do przemilej pani tlumacz Genaro. Ugiscila nas po Gruzinsku i wyprawila z pomoca policji do kutaisi nastepnego ranka. Okazalo sie ze kosc w dloni zlamana i juz po 3h gips pojawil sie na rece. 115 lari. Pojechalismy do katedry bagrati, ktira nas nie urzekla, a potem do prowincjonalnego szpitala na poprawe gipsu gdzie byla mila obsluga.
Jednak my kutaisi zostawiamy za soba i ufajac w uzdrawiajace zdolnosci Ojca Maksima ruszamy na poszukiwania jego samotni.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Babcia zza przeleczy.

Zjechalismy z przeleczy tylko z dwoma glebami Wojtka. Predkosc na zjezdzie rzadko byla wieksza niz na podjezdzie co bylo spowodowane uciazliwym deszczem i kiepska droga. Spimy u babci w opuszczonej wiosce zamieszkalej przez babcie i jej siostre. Niestety babcia gdzies poszla. Pewnie do siostry. Na szczescie zostawila koze. Aktualnie jestesmy w drodze do Lentekhh.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ushgula

Znudzeni Mestia pomimo deszczu postanowilismy jechac dalej. Byl to dobry pomysl bo od razu poprawily sie nam humory a jazda w blocie jeszcze zwiekszyla radosc. Noc spedzilismy w wiezy na kamieniu ze zdjecia. Teraz popijamy piwko na sloneczku w ushguli. Przed nami przelecz zagar 2623m.
----------
Wysłano z mojego konta Nokia

niedziela, 18 sierpnia 2013

Mestia

Podjazd 8000 m wcale nie był taki straszny. W sumie to nie było to jakieś bardzo męczące i daliśmy radę.
spotkaliśmy z 15 rowerzystów z różnych krajów i masę Polaków. Zjedliśmy tradycyjne pierogi gruzińskie z rosołem i mięsem w środku.

Spacerujemy sobie teraz po mestii oglądając podświetlone wieże. Na zdjęciach możecie podziwiać jak Mestia wygląda za dnia,a jak podczas nocnych eskapad. Chłodno się tu zrobiło i pierwszy raz założyliśmy drugą warstwę ubrań.

Na zdjęciach również Maks co przyjechał z Polski stopem z dwoma koleżankami.

Od pani Marty na której trawniku rozbiliśmy trochę namiotu dostaliśmy mapę ze zdjęciami. Zauważyliśmy na niej zdjecie cerkwi znajdującej się praktycznie na jej podwórku. Mieliśmy szczęście, była akurat otwarta i nawet taki fajny pop przybył.

Mestia

Podjazd 8000 m wcale nie był taki straszny. W sumie to nie było to jakieś bardzo męczące i daliśmy radę.
spotkaliśmy z 15 rowerzystów z różnych krajów i masę Polaków. Zjedliśmy tradycyjne pierogi gruzińskie z rosołem i mięsem w środku.

Spacerujemy sobie teraz po mestii oglądając podświetlone wieże. Na zdjęciach możecie podziwiać jak Mestia wygląda za dnia,a jak podczas nocnych eskapad. Chłodno się tu zrobiło i pierwszy raz założyliśmy drugą warstwę ubrań.

Na zdjęciach również Maks co przyjechał z Polski stopem z dwoma koleżankami.

Od pani Marty na której trawniku rozbiliśmy trochę namiotu dostaliśmy mapę ze zdjęciami. Zauważyliśmy na niej zdjecie cerkwi znajdującej się praktycznie na jej podwórku. Mieliśmy szczęście, była akurat otwarta i nawet taki fajny pop przybył.

sobota, 17 sierpnia 2013

Droga do Mesti

Po jakze cudownej nocy na parkingu, wyruszylismy w dalsza droge do Mesti. Coraz to piekniejsze widoki oraz rzeskie powietrze sprawily ze jechalo sie bardzo przyjemnie. Stanowczo odmowilismy kolejnej propozycji podwozki przez policje. Tym razem chcieli zawiezc nas az do Mesti. Po drodze spotkalismy Michala i Dorote jednak rozmowa trwala krotko bo ich kierowca sie spieszyl. Po poludniu dotarlismy do Mesti. Spotkalismy tu wiecej Polakow niz przez caly dotychczasowy czas. Spimy u pani Marty w ogrodzie obok wiezy i bardzo starego kosciola z cennymi ikonami. Jutro planujemy podejsc pod lodowiec u stop ushby i pozwiedzac Mestie.
Dobrej nocki;-)

----------
Wysłano z mojego konta Nokia

Mamy kłopoty z policją.

W Zugdidi podjęliśmy heroiczną próbę znalezienia człowieka z gwintownicą, gdyż przekręcił się gwint trzymający bagażnik. Mamy nadzieję, że taśma wytrzyma przynajmniej przeprawę przez Svanetię...

Gdy popołudniem opuściliśmy Zugdidi  zaczęły się kłopoty z policją. Najpierw Mafisz zignorował pomachanie przez policjanta z komisariatu. Dogonili nas i zaproponowali podwózkę do kolejnej miejscowości, na co się zgodziliśmy bo fajnie z policją sobie jechać. Wysadzili nas 10km dalej pod komisariatem w Lia. Ruszyliśmy dalej.
Gdy na chwilę się zatrzymaliśmy najechał kolejny policyjny Nissan Navara i zapytali czy mamy jakiś problem. Gdy dowiedzieli się, że nie zdecydowali się nas eskortować dalej (już druga policyjna eskorta w ciągu dwóch dni). Po 10 minutach jazdy 20 km/h znudziło się im i odjechali. My w międzyczasie zaczęliśmy zagłębiać się w malowniczą dolinę z ogromnymi górami na horyzoncie i przepastnymi urwiskami z rzeką w dole.
Prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść.

O 19 znaleźliśmy świetne miejsce na namiot z trawką i wodospadem koło tunelu. Jemy sobie kolację, a, tu nagle ... policja! I to nie przyjechała jedyną biegnąca tamtędy drogą tylko wyjechała z jakiejś starej skalnej drogi z niewiadomokąd. Agent specjalny incognito wiozący trójkę całkowicie niepolicyjnych pasażerów upewnił się, że bedziemy tam spać (ruski, ponimajesz, nocz, palatku, da, da, da, niet problem) i pojechał. Zjedliśmy, rozbiliśmy namiot, siedzimy w środku myśląc, że na dziś przygód z policją wystarczy. Nic bardziej mylnego: warkot silnika, blask reflektorów, dźwięk syreny. Policja zajeżdża na polankę metr od namiotu (zwykłe auto by tam nie wjechało). Agent specjalny incognito z kompanem w regulaminowym umundurowaniu (zamienił za niego trzech miejscowych cywilów ) tłumaczy, że lepiej jak z nim pojedziemy, bo tu w nocy przyjdzie zver! Kusi miejscem na namiot gdzie indziej i nawet wodą też. Niepewnie się zgadzamy, pakujemy wszystko do jeepa w 3 minuty, wsiadamy. Agent specjalny incognito zapuszcza silnik i radio na fulla, z głośników dobiega nas melodia cocojambo. "Cocojambo" - krzyczy Agent specjalny incognito i gazu! Ruszamy policyjną terenówką na trasę widokową bez asfaltu. "tu jest baszt" - informuje nas Agent specjalny incognito ściszając muzę na tyle, by dało się rozmawiać krzycząc, za oknem (przyciemnianym) baszta jednak nie widać zbytnio. Wracamy na asfalt, kierowca zna drogę na pamięć i pruje z piskiem opon po serpentynach, trąbiąc do każdego i grożąc syreną jeśli nie wyłączy się długich. Muzyka głośniej, dojeżdżamy gdzieś, parę domów, 2 minuty przerwy. pogawędka z dziewczyną i dawaj dalej. W końcu dojeżdżamy pod komisariat znajdujący się w centrum Khaisi. Głośno, nie ma źródełka, nie ma gdzie się rozbić, lampy i beton. Dobranoc

PS
Mafisz: "jeszcze muzykę niech włączą". Nie mija 15 sekund...

piątek, 16 sierpnia 2013

Problemy z internetem

Niestety nie dodalo calego posta chyba przekroczylo to mozliwosci mojego telefonu a Wojtkowi nie dziala internet w beeline. Co sie dzialo dalej mozecie sie domyslac chyba ze sie jakos naprawi. Dobrej nocki:-)

----------
Wysłano z mojego konta Nokia

Mamy klopoty z policja.

W zugdidi podjelismy heroiczna probe znalezienia czlowieka z gwintownica, gdyz Wojtkowi przekrecil sie gwint trzymajacy bagaznik. Mamy nadzieje ze tasma wytrzyma prznajmniej przeprawe przez svanetie.

Gdy popoludniem opuscilismy zugdidi zaczely sie klopoty z policja. Natpierw Mafisz zignorowal machniecie przez policjanta. Po chwili podjechal do niego radiowoz i zaproponowal podwozke do nastepnej wsi. Zgodzilismy sie bo fajnie jechac z policja. Wysadzili nas 10km dalej pod komisariatem w Lia. Ruszlismy dalej. Gdy na chwile sie zatrzymalismy podjechal kolejny policyjny woz. Zapytali czy mamy jakis problem a gdy dowiedzieli sie ze nie to postanowilh nas eskortowac dalsza droge. Po 10 min jazdy 20km/h znudzilo im sie i odjechal. My w tym czasie zaczelismy zaglebiac sie w malownicza dolinke z wysokimi gorami na horyzoncie i rzeka za urwiskiem.
Prawdziwe klopoty mialy dopiero nadejsc.
O godzinie 19 znalezlismy swietne miejsce na namiot z trawka i wodospadem, obok tunelu. Jemy sobie kolacje a tu nagle..policja. I t

czwartek, 15 sierpnia 2013

Mamy internet

Spimy w amfiteatrze w larchwie przed zendidi. Czeslaw przeszedl do play a my do beeline dzieki czemu mamy nieograniczony (3Gb) dostep do internetu na terenie calej gruzji. Ciekawe czy w uszguli tez bedzie 2600m ;-)

----------
Wysłano z mojego konta Nokia

Jedziemy do Mestii

Piszemy z internet cafe w Poti (ohydne miasto) do której eskortowała nas lokalna policja.
Do Mestii mamy 187 km, ale za to 7485 m podjazdów, będzie wesoło.
Na zdjęciach chaczapuri po adżarsku, czyli z surowym jajkiem i masłem na górze oraz plaża koło Ureki (wcale nie ma magnetycznego piasku).
Jest tu Michał. Może uda się nam spotkać po drodze do Mestii, gdzie właśnie przebywa.
Skonczylo nam sie miejsce na zapasowych nosnikach i aparat troche swiruje. Z GoPro trzeba bedzie troche przystopowac.

I jeszcze jedno. Jedziemy sobie o 10.30 od dobrej pol godziny adzarska dolina a tu nagle wyskakuje gosc z jakiejs dziwnej budki i krzyczy ze mamy  "detchnac minuta". Zaprasza nas do tej budki na piwo gdzie siedzi reszta jego rodzinki. Potem pojawia sie na stole jeszcze jego "domacny produkt". Reszte drogi przejechalismy w lepszym humorze :)

środa, 14 sierpnia 2013

Most w Dandalo

Zagłębiliśmy się w adżarski interior gdzie zapachniało nam starą, dobrą Rumunią.

Zapoznaliśmy się również z lokalną goscinnością oraz lokalnymi trunkami. Po tureckim odwyku w naszej diecie znów gości piwo.

Dotarliśmy do perełki kamiennej inżynierii - mostu w Dandalo. jest on przejezdny rowerem tylko w jedną stronę.

Wczoraj zostawiliśmy Batumi za sobą tylko po to, by powrócić tu znów, aby pod szeratonem (wifi mają) wsłuchać się w dźwięki tej jakże pięknej pieśni Malediwek:
http://m.youtube.com/watch?v=ugvqN-_IoI0

Spotkaliśmy również młodego Białorusina Atoma (jakoś tak dziwnie). Dał nam w podarku mapkę Svaneti, gdzie właśnie wyruszamy.
Jeszcze tylko chaczapuri po adżarsku naprzeciwki hostelu luna, wg rekomendacji Atoma i jazda.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Dzień 34 - GRUZJA!!!

Turcja i tureckie jedzenie znudziło się nam do tego stopnia, że zeby dotrzeć do Gruzji na wczoraj przejechaliśmy 160 km.  Licząc od początku było to 3323 km do granicy.

UGruzja powitała nas bardzo wylewnie: kolejką na przejściu granicznym, zmianą czasu i deszczem,a także piękną ZIELONĄ łąka na namiot (ostatnio na zielonej łące bez kłujaków spaliśmy drugiego dnia).

Teraz zwiedzamy Batumi racząc się jedzeniem ze zdjęcia. Jest Jazon i Medea też.
My jednak Batumi i złote runa zostawiamy za sobą, by wyruszyć wgłąb Adżarii ku mostowi w Dandalo.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Coraz bliżej Gruzji

Od początku:
Udało się w końcu dostać do serwisu (po jakimś 500km poszukiwań) w decathlonie w Samsun, obsługa wspaniała, chociaż Mafisz uważa inaczej, mnóstwo kolorowych gadżetów dostałem i nową oponę mam.

Mkniemy po coastal hiway, wczoraj nabiliśmy 135 km i przekroczyliśmy 3K.  Tu upały już nie straszne i nawet chmury są na niebie. Padało nawet (spadły ze cztery krople). Tak 30 parę stopni w dzień, licznik nie blokuje się już na 50.

Spotkaliśmy pierwszych Gruzinów w Ordu, którzy zapewnili nas (rybiata) o dobrych ludziach w Sakartwelo i że tam w ogóle haraszo.

Niczym Argonauci przemierzamy wybrzeże morza Czarnego (obecnie kraj Amazonek w okolicy Trabzonu) by dotrzeć do Kolchidy i zdobyć złote runo. Śpimy na plażach podziwiając wschody i zachody gwiazdy Słońce oraz szukając satelitów. Wczoraj spaliśmy spokojnie na przylądku Jazona, natomiast dziś przeżyliśmy zmasowany atak śmierdzących gąsienic plażowych.

Udalo się nam również przejść zwycięsko próbę wyłudzenia 10tl za stolik z parasolem i jednym krzesłem na pewnej bardzo ekskluzywnej plaży (zachowaliśmy na wszelki wypadek rachunek).
Na owej plazy niektórzy śmiałkowie uprawiający pływanie zostali zaarakowani przez najgorsza z meduz: Gorgonę. Była p okropna i wielka jak wyspa. Na szczęście udalo się uciec.

W Trabzonie postacią kultową jest Adrian mierzejewski ( r i z czytac osobno!) Z TrabzonSpor.

Nasze ciała ulegają degradacji. Zaczęło się to 2 dni temu od łokci, po jednym u każdego takie kropki. Nie wiemy czym one są, skąd pochodzą, ani co zamierzają, ale ja już mam na obu łokciach (W). Argonauci przyjrzą się sprawie.

Dziś byliśmy również w Ayasophia tyle że wTrabzonie (to już trzecia). Pod nią miejscowi Trabzończycy raczyli nas herbatą. Jednak my çay bahleti zostawiamy za sobą i ruszamy do Gruzji. Złote runo zostało już sprzedane by w Batumi mógł stanąć pomnik Medei za milion lari, co wzbudziło kontrowersje (wg naszego
Przewodnika, który zaczęliśmy juz czytać, choć mamy na to malo czasu, bo tu wcześnie 20.30 jest już ciemno, ale wszystko jedno...) dlatego my udamy się w poszukiwania ojca Maxima, który postanowił kilka lat temu wieść pustelniczy zywot w tysiącletnim monastyrze wzniesionym niewidomo po dziś dzień jaką techniką na miejscowej maczudze Herkulesa.