W Zugdidi podjęliśmy heroiczną próbę znalezienia człowieka z gwintownicą, gdyż przekręcił się gwint trzymający bagażnik. Mamy nadzieję, że taśma wytrzyma przynajmniej przeprawę przez Svanetię...
Gdy popołudniem opuściliśmy Zugdidi zaczęły się kłopoty z policją. Najpierw Mafisz zignorował pomachanie przez policjanta z komisariatu. Dogonili nas i zaproponowali podwózkę do kolejnej miejscowości, na co się zgodziliśmy bo fajnie z policją sobie jechać. Wysadzili nas 10km dalej pod komisariatem w Lia. Ruszyliśmy dalej.
Gdy na chwilę się zatrzymaliśmy najechał kolejny policyjny Nissan Navara i zapytali czy mamy jakiś problem. Gdy dowiedzieli się, że nie zdecydowali się nas eskortować dalej (już druga policyjna eskorta w ciągu dwóch dni). Po 10 minutach jazdy 20 km/h znudziło się im i odjechali. My w międzyczasie zaczęliśmy zagłębiać się w malowniczą dolinę z ogromnymi górami na horyzoncie i przepastnymi urwiskami z rzeką w dole.
Prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść.
O 19 znaleźliśmy świetne miejsce na namiot z trawką i wodospadem koło tunelu. Jemy sobie kolację, a, tu nagle ... policja! I to nie przyjechała jedyną biegnąca tamtędy drogą tylko wyjechała z jakiejś starej skalnej drogi z niewiadomokąd. Agent specjalny incognito wiozący trójkę całkowicie niepolicyjnych pasażerów upewnił się, że bedziemy tam spać (ruski, ponimajesz, nocz, palatku, da, da, da, niet problem) i pojechał. Zjedliśmy, rozbiliśmy namiot, siedzimy w środku myśląc, że na dziś przygód z policją wystarczy. Nic bardziej mylnego: warkot silnika, blask reflektorów, dźwięk syreny. Policja zajeżdża na polankę metr od namiotu (zwykłe auto by tam nie wjechało). Agent specjalny incognito z kompanem w regulaminowym umundurowaniu (zamienił za niego trzech miejscowych cywilów ) tłumaczy, że lepiej jak z nim pojedziemy, bo tu w nocy przyjdzie zver! Kusi miejscem na namiot gdzie indziej i nawet wodą też. Niepewnie się zgadzamy, pakujemy wszystko do jeepa w 3 minuty, wsiadamy. Agent specjalny incognito zapuszcza silnik i radio na fulla, z głośników dobiega nas melodia cocojambo. "Cocojambo" - krzyczy Agent specjalny incognito i gazu! Ruszamy policyjną terenówką na trasę widokową bez asfaltu. "tu jest baszt" - informuje nas Agent specjalny incognito ściszając muzę na tyle, by dało się rozmawiać krzycząc, za oknem (przyciemnianym) baszta jednak nie widać zbytnio. Wracamy na asfalt, kierowca zna drogę na pamięć i pruje z piskiem opon po serpentynach, trąbiąc do każdego i grożąc syreną jeśli nie wyłączy się długich. Muzyka głośniej, dojeżdżamy gdzieś, parę domów, 2 minuty przerwy. pogawędka z dziewczyną i dawaj dalej. W końcu dojeżdżamy pod komisariat znajdujący się w centrum Khaisi. Głośno, nie ma źródełka, nie ma gdzie się rozbić, lampy i beton. Dobranoc
PS
Mafisz: "jeszcze muzykę niech włączą". Nie mija 15 sekund...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz