Po cudownym wypoczynku w renomowanym hotelu Ala-too udajemy się do sklepiku z ręcznie robionymi wełnianymi rzeczami, specjalności kirgistanu oraz do cbt ( community based tourism - chwalona przez przewodnik organizacja współpracy ludzi z turystami, ceny jednak za wysokie) i na obiad przy dworcu autobusowym (w hali dworca stół do ping ponga).
Następnie ok 16 wyjeżdżamy z Narynu i próbujemy łapać stopa do Kochkoru jadąc. Zamiast tego łapiemy się na kirgiskie swaty. Impreza na łonie natury z dużą ilością jedzenia ludzi i śpiewów.
Dla nas honorowe miejsca na środku stołu, arbuz i wódka.
Ruszamy dalej. Droga w budowie (można jechać zamkniętym pasem), słońce pali (pierwszy dzień bez deszczu od dłuższego czasu). W końcu łapiemy dużego bagażowego busa. Kierowca mówi ze mną tylko jedno miejsce, my, że to żaden problem i jedziemy.
Okazuje się ze kierowca był w Polsce 3 razy po samochód. Przed przełęcz 3000 m staje by kupić 2 butle kumysu, kurut i miseczkę. Kurut to suszone kulki z jogurtu z solą.
Chyba wiadomo jak się kończy picie z miseczki podczas jazdy po dziurach i zakrętach. ..
Po jakiś 2 godzinach dojeżdżamy do Kochkoru. Wysiadamy przy bocznej drodze i jedziemy szukać miejsca na namiot. Kolejnego dnia chcemy udać się do pobliskich gorących źródeł.
To dziwne ale w tym dość losowym miejscu, które wybraliśmy ze względu na gwiazdkę na mapie jakich dużo, spotykamy najwięcej turystów. Idą lub jadą konno do jeziora. Nasze gorące źródła mają być w połowie drogi do jeziora, ale nikt z pytanych o nich nie słyszał.
W końcu jeden pasterz nam powiedział, jailoo to nie gorące źródła a pastwisko. No to wow. .. takich widzieliśmy pełno. Przejażdżka górską doliną była i tak fajna, wracamy zobaczyć co tam w Kochkorze.
W Kochkorze z początku nic specjalnego. Idziemy coś zjeść i zaczyna lać. Nasz plan zakłada wyjazd do Biszkeku autobusem, który z Narynu wyjeżdża o 21. Pod sklepem, po negocjacjach ceny naszych rowerów w razie ewentualnej natychmiastowej sprzedaży z mówiącym dobrze po ang i światowym bywalcem 24 letnim Irgizem, dowiadujemy się, że autobus będzie dopiero o 0.30 i ze tylko czasem się zatrzymuje w Kochkorze. Irgiz proponuje pomoc znajomego taksówkarza, który weźmie nas i rowery za cenę prawie jak autobus. Ma być za 1,5 godziny wiec czekamy w super sklepie z kirgiskiimi ręcznie robionymi po wioskach rzeczami. Gdy wracamy pod sklep okazuje się ze kierowca juz przejechał, a Irgiz nie mógł się do nas dodzwonić. Zaprasza nas do siebie (jego siostra ma hostel z pięknymi dywanami - Michał taki chce do domu tylko nie wie jak wziąć). Zostajemy za "ile dacie", a rano ten sam kierowca ma jechać znowu i tym razem nas zabrać.
Tak też się dzieje. Pakujemy rowery na dach i jedziemy do centrum dopełnić auto (8 pasażerów).
Kochkor zostawiamy za sobą i pędzimy w Biszkek.
W i M
Stacja benzynowa za Kochkorem.
P.s. blog jest na bieżąco! !! Zaraz dodamy jeszcze specjalny post o sklepie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz